piątek, 31 lipca 2015

Oglądając #2: W świecie fantazji.

Kadr z filmu Fantazja, 1940.

Co łączy Czajkowskiego, Myszkę Miki i dinozaury? Albo demoniczne siły, hipopotama i Bacha? Do takich spotkań może doprowadzić wyłącznie niespożyta siła wyobraźni, która potrafi zestawiać, porównywać, miksować te treści, które wydają się zupełnie sobie obce. Ludzka fantazja drwi ze wszelkich szufladek i poraża swoją śmiałością. I to właśnie ona stała się główną bohaterką trzeciego pełnometrażowego filmu Disneya.

Historia Fantazji sięga 1797 roku, gdy Johann Wolfgang von Goethe kończył balladę Uczeń czarnoksiężnika (Der Zauberlehring). To powszechnie znana opowieść: pod nieobecność mistrza tytułowy bohater siłą zaklęcia rozkazuje miotle nosić wiadra z wodą. Dopiero po pewnym czasie uświadamia sobie, że zapomniał formuły kończącej czar. By powstrzymać powódź, rozłupuje miotłę siekierą; okazuje się jednak, że na miejscu każdego roztrzaskanego fragmentu pojawia się nowe miotlisko. Zanim dojdzie do prawdziwego dramatu, do domu przybywa czarnoksiężnik i przywraca porządek. Sto lat po Goethem do tej właśnie historii powrócił francuski kompozytor Paul Dukas. Balladę przełożył na język muzyki i tak oto powstaje popularne scherzo symfoniczne. A trzydzieści lat po Dukasie utwór zwróci uwagę producentów ze studia Walta Disneya.



Logo Silly Symphonies, 1934.


Stało się tak, bowiem od 1929 do 1939 roku Disney wypuszczał animowane filmy krótkometrażowe pod szyldem Silly Symphonies. Seria cieszyła się ogromną popularnością wśród widzów, wbrew pozorom nie tylko tych najmłodszych – wystarczy wspomnieć, że prawie co roku nagradzana była Oscarem. Z komediowym zacięciem opowiadała klasyczne historie, takie jak bajka o trzech małych świnkach. Warto też wspomnieć, że w jednym z odcinków debiutował sam Kaczor Donald! Nic dziwnego, że na Silly Symphonies ciągnęły całe rodziny.

Uczeń czarnoksiężnika ze swoją tragikomiczną fabułą pasował wręcz idealnie do konwencji całej serii. A ponieważ jednocześnie przygasała popularność Myszki Miki, sztandarowej postaci Disneya, postawiono, że to on "wcieli się" w tytułową postać. Stworzono więc zabawną krótkometrażówkę do utworu Dukasa. Do pracy przystąpiono niezwykle starannie, z dbałością o każdy detal. Pozwolono sobie nawet na drobną złośliwość wobec samego Walta Disneya. Podobno zagniewany czarnoksiężnik podnosi brew w identyczny sposób, w jaki zwykł to czynić szef studia:



Kadr z segmentu Uczeń czarnoksiężnika, 1940.

Animacja była aż za staranna: okazało się, że koszty produkcji przerosły możliwe zyski. W tej sytuacji ktoś wpadł na pomysł, by w takiej konwencji stworzyć film pełnometrażowy. Tak powstał niezwykle ambitny projekt połączenia muzyki klasycznej i animacji. Oprócz Ucznia czarnoksiężnika stworzono sześć innych animacji, które stanowiłyby ilustrację do popularnych utworów mistrzów; nie narzucono przy tym żadnych wytycznych. Dzięki temu wykreowano unikalne, różniące się między sobą atmosferą i tematyką segmenty. Do współpracy zaproszono Orkiestrę Filadelfijską pod batutą Leopolda Stokowskiego. Każdy utwór zapowiadał mistrz ceremonii – krytyk muzyczny Deems Taylor. W ten sposób w 1940 roku do kin trafił kolejny po Królewnie Śnieżce (1937) i Pinokiu (również 1940), a pierwszy z dźwiękiem stereofonicznym film Disneya: Fantazja.

Zilustrowane utwory to kolejno: 
  • Toccata i fuga d-moll Jana Sebastiana Bacha (ujęcia orkiestry, potem zmieniające się abstrakcyjne formy); 



  • Dziadek do orzechów Piotra Czajkowskiego (piękno następujących po sobie pór roku);




  • Uczeń czarnoksiężnika Paula Dukasa;




  • Święto wiosny Igora Strawińskiego (historia powstawania życia na Ziemi);




  • Symfonia pastoralna Ludwiga van Beethovena (mitologiczne obrazy, uczta u Dionizosa);



  • Taniec godzin Amilcare Ponchiellego (komediowy balet aligatorów, strusi i hipopotamów);




  • Noc na Łysej Górze Modesta Musorgskiego i Ave Maria Franza Schuberta (taniec demonów i niespokojnych dusz, który przerywa świt).





Tym, co tworzy esencję Fantazji i stanowi o jej wartości, są otwierające i zamykające całość segmenty. Środkowe części to przede wszystkim uczta dla ucha i oka: wirują jesienne liście, strusie kręcą się w tańcu, pegazy majestatycznie przemierzają niebo. Ale disnejowska interpretacja najpierw Bacha, a potem Musorgskiego i Schuberta to już ambicja ukazania czegoś więcej, rzeczywisty dialog z muzyką.

Oto i otwierająca film część:



Do Bacha przylgnęła łatka ulubionego kompozytora analitycznych umysłów, matematyków i... wyrachowanych, piekielnie inteligentnych psychopatów. Nader często ten motyw przewija się w kulturze popularnej: w thrillerze se7en Bach rozbrzmiewa w bibliotece, gdy postać grana przez Morgana Freemana szuka śladów seryjnego mordercy; w serialu Mentalista  inny psychopata zostawia na miejscu zbrodni włączony utwór tego kompozytora. Matematyczność i kunszt muzyki niemieckiego organisty fascynowała wielu. W poprzedniej notce wspominałem o tym, że specjalizowała się w niej druga żona Camusa, pianistka i... matematyczka.

Decydując się zatem na zilustrowanie utworu Bacha poprzez abstrakcyjne formy, twórcy powrócili do pitagorejskiej tradycji kojarzenia ze sobą liczb, figur geometrycznych i muzyki. Uczniowie Pitogarosa uważali bowiem, że zasadą tego świata jest właśnie liczba, ponieważ wszystko da się wyrazić w relacjach liczbowych i przedstawić w sposób matematyczny. Więcej nawet: wyrażali przekonanie, że każdej z liczb przypisany jest dany kształt (dlatego też do dziś mówimy a do kwadratu). A skoro to liczba dominuje w świecie, to znaczy, że rządzi w nim porządek. 

Cały wszechświat nazywali zresztą kosmosem (κόσμος), co w języku greckim oznaczało ład, porządek. Wierzyli, że ów kosmos "dźwięczy", wypełnia go muzyka, harmonia sfer. W animacji Disneya widać do tego nawiązanie: kolejne figury pojawią wśród chmur, w niebiańskiej przestrzeni. W całej sekwencji dominuje wrażenie porządku i harmonii.

Jak zupełnie różna od tego jest kipiąca emocjami sekwencja kończąca Fantazję!



Oto wraz z nastaniem nocy do dzieła przystępuje diabeł Czarnobóg (czy też Czernobog, jak kto woli), który przywołuje  do siebie złe duchy i wraz z ich pomocą wybudza z grobów niespokojne dusze. Rozpoczyna się wielkie szaleństwo demonicznych harców, buchających płomieni, rozprzestrzeniającego się mroku. Szatan na szczycie góry naśladuje Demiurga, ale zamiast tworzyć, sieje chaos i zniszczenie.

Ale nastaje świt. Czarnobóg jeszcze chce działać, wznosi ręce, by rzucić kolejny czar, mimo to pozostaje bezsilny; jego czas dobiegł końca. Milknie utwór Musorgskiego i rozbrzmiewa Ave Maria Schuberta. Widz obserwuje podążającą do katedry grupę mnichów, którzy z zapalonymi pochodniami tworzą sznur świateł.

Ostatnia z części Fantazji zdolna jest do poruszenia nie tylko ludzi religijnych. To uniwersalna opowieść nie tylko o odwiecznej walce Dobra i Zła, ale przede wszystkim przypomnienie o Nadziei, o ciszy, która musi przyjść po każdym życiowym sztormie. 

Prawdopodobnie to ten segment przesądził o tym, że film znalazł się na watykańskiej liście 45 ważnych i wartościowych filmów fabularnych, opracowanej w 1995 r. na stulecie kina. A Fantazja pojawiła się tam w towarzystwie dzieł Rosselliniego, Tarkowskiego, Buñuela, Kieślowskiego, Kurosawy, Bergmana, Felliniego, Kubricka... Nic w tym dziwnego – po 75 latach od dnia premiery dzieło Disneya wciąż potrafi oczarować i poruszyć.


Kadr z ostatniego segmentu.

~*~
Spuszczam głowę we wstydzie, bo na Facebooku zapowiedziałem posta na wczoraj. (Nie)stety jest dzisiaj. Stało się tak, bowiem w trakcie pisania zmieniła się nieco koncepcja notki. A ze zmianami w tekście jest jak z ciasteczkami: człowiek nieśmiało sięgnie po jedno, by za chwilę uświadomić sobie, że pożarł całe opakowanie.

W tej chwili w pocie czoła rozpoczynam pracę nad następnym tekstem z serii #czytając. Opowiem w nim o pewnym rytuale, który prawdopodobnie jest bardzo bliski wszystkim odwiedzającym Filozofnik. Już teraz serdecznie zapraszam!


Źródła grafiki: [1], [2], [3], [4], [5], [6], [7], [8], [9], [10], [11].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz