niedziela, 26 lipca 2015

Czytając #1: (Nie)znany Albert Camus.

Z żoną Francine oraz z dziećmi: Jeanem i Catherine.

Nikt chyba nie zaprzeczy, że twórczość Alberta Camusa cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem; trzeba jednak i uczciwie przyznać, że owa popularność ma wyraźnie gorzki smak. Przez parę dekad egzystencjalizm zdążył zostać mocno zbanalizowany i sprowadzony do roli "filozofii dla licealistów", "emofilozofii" czy "popfilozofii". Sam zaś Camus z jednej strony stał się szkolnym moralistą, marmurowym pomnikiem, niewyczerpalnym źródłem cytatów do szkolnych wypracowań, z drugiej  pesymistą z papierosem w ustach, idolem nastoletnich buntowników.

Nie mam wątpliwości, że w jednej notce nie da się sensownie streścić całości biografii Camusa, oddać wszystkich jej niuansów i półcieni. Chciałbym jednak przybliżyć parę faktów, które zamienią zimny marmur lub encyklopedyczną notatkę na żywego człowieka, który posiadał uroczą kotkę o imieniu  a jakże!  Cigarette, niezbyt dobrze czuł się w Paryżu i lubił dowcipy z podtekstami.

Ze starszym bratem.

Ojciec Alberta zginął w bitwie pod Marną, zanim przyszły noblista skończył roczek. Matka z kolei pochodziła z Hiszpanii, była analfabetką (nigdy samodzielnie nie przeczytała utworów swojego syna) i pracowała jako sprzątaczka. Ubogie dzieciństwo w sąsiedztwie arabskiej dzielnicy na zawsze pchnęło Camusa w kierunku politycznej lewicy.

Młody Camus lubił spędzać czas przede wszystkim grając w piłkę, najczęściej stał na bramce; później będzie chętnie powtarzał, że wszystkiego o przyjaźni dowiedział się na boisku. Świetnie się uczył i dzięki zdobytemu stypendium mógł kontynuować naukę w liceum. Wiele zmienia się w jego życiu, gdy w wieku siedemnastu lat ląduje w szpitalu, kaszląc krwią. Gruźlica wiele przewartościowuje w życiu Camusa. Jego myśli, co naturalne w takiej sytuacji, krążą wokół przemijania. Ze szkolnego piłkarza przemienił się w oczytanego eleganta; na urodziny życzył sobie białych skarpetek, ówczesnego symbolu szyku.


Młody Camus.

Ze względu na swoje korzenie młody Camus mocno angażował się emocjonalnie w hiszpańską wojnę domową, będąc oczywiście przeciwko generałowi Franco. Dojście Hitlera do władzy w 1933 r. oraz sytuacja na Półwyspie Iberyjskim wzmocniła antyfaszystowskie przekonania młodego Alberta. Z tego też względu w 1934 roku wstępuje do Algierskiej Partii Komunistycznej, mimo że, co ciekawe, prawdopodobnie nie czytał dzieł Marksa, bo za młodu wolał sięgać po Nietzschego, Gide'a czy Dostojewskiego. Wkrótce zostanie wyrzucony z partii, oficjalnie za (jakżeby inaczej!) odchylenia trockistowskie, w rzeczywistości za wspieranie projektu rozszerzającego prawa algierskiej ludności muzułmańskiej. Koniec wszelkich iluzji na temat komunizmu przyjdzie wraz z atakiem ZSRR na Polskę. Camus zanotuje wtedy, że Rosja dołączyła do państw imperialistycznych.

Mimo lewicowych sympatii nigdy nie uważał się za "twardego" ateistę, a  taką postawę czasem próbują mu przypisać różne opracowania Dżumy. Rzeczywiście, próbował rozwijać świecką ideę sprawiedliwości i tworzyć moralność nieodwołującą się do Absolutu. Nie ma również żadnych śladów tego, by kiedykolwiek w swoim życiu angażował się religijnie, a już jako uznany pisarz odmawiał udziału w uroczystościach o takim charakterze. A jednocześnie coś odpychało go od zajęcia stanowczej postawy ateisty: angażował się w rozmowy z księżmi, fascynował się świętym Augustynem, którego uważał za jedynego człowieka wiary, który tak śmiało zmierzyłby się z problemem zła.

Dużo wyżej cenił sobie towarzystwo kobiet. Dla nikogo nie było sekretem, że Albert Camus miał spory problem z wiernością  o jego romansach zresztą powstała już osobna książka. Wystarczy właściwie tylko spojrzeć na to zdjęcie, by wszystko stało się jasne:

Z Marią Casares.

I chociaż swoje miejsce w sercu Camusa mogła zajmować jednocześnie niejedna kobieta, to jednak on wymagał od swoich kochanek pełnej wierności. (Typowy mężczyzna, wzdychają zapewne w tym momencie czytelniczki Filozofnika). W młodości udało mu się zdobyć serce przebojowej Simone Hie, szkolnej piękności. Pobrali się w 1934 roku. Początkowo wydawało mu się, że pomoże jej zwalczyć uzależnienie od morfiny, stało się jednak inaczej. Romans Simone z lekarzem (który był jednocześnie dostarczycielem narkotyków) przelał czarę goryczy i już w 1936 r. doszło do rozwodu.

Od tego czasu nader często zdarzało mu się żyć w emocjonalnych trójkątach. W 1940 r. postanawia się ustatkować. Rozdarty uczuciami do dwóch kobiet, decyduje się poślubić Francine, matematyczkę i pianistkę, specjalizującą się w muzyce Bacha. Nie będzie to szczęśliwe małżeństwo; Albert do śmierci będzie powtarzał, że jego żona była i jest dla niego jak siostra, a siostry nie należy poślubiać. Romansując z wieloma kobietami, będzie jednocześnie obwiniał się o ciężką depresję Francine.

Szczęśliwe małżeńskie chwile.

Tak jak w Dżumie epidemia rozdziela głównego bohatera z żoną, tak wojna rozdziela Alberta i panią Camus. Po zamknięciu algierskiego czasopisma, w którym publikował, decyduje się na emigrację do Francji, by udzielać się na łamach podziemnego Combat. Francine decyduje się na pozostanie w Afryce. 

W Paryżu poznaje Marię Casares, hiszpańską aktorkę. Piękna i przebojowa para szybko zdobywa salony. Gdziekolwiek się pojawiają, wzbudzają sensację; pojawiają się w plotkarskich rubrykach. Gdy po zakończeniu wojny do Francji przybywa żona Alberta, ten będzie uspokajał Marię, że to niczego nie zmieni. Wkrótce Francine zachodzi w ciążę, a upokorzona Casares z hukiem kończy romans, by i tak po pewnym czasie dąsów zejść się na nowo. A Albert przez całe życie będzie odbijał się od dwóch skrajności: albo będzie zaczynał kolejny romans, albo rozmyślał w swoim dzienniku o zbawiennej roli seksualnej wstrzemięźliwości.

Na dole od lewej: Jean-Paul Sartre i Albert Camus, Paryż 1944 r.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy Camus był w ogóle filozofem. Miał świadomość tego, że na polu filozofii ustępuje niezwykle wówczas popularnemu Sartre'owi. A ponieważ ich obu, początkowo przyjaciół, skłócił stosunek do komunizmu i Camus był nieustannie narażony na ataki ze strony sartrowskich środowisk, Albert bardzo niechętnie przyznawał się do filozoficznego zacięcia. W czasach algierskich najsilniej angażował się w dziennikarstwo; z tej pasji zrezygnował dopiero we Francji, rozczarowany tamtejszą sceną polityczną. Pisał potem, że polityka nie jest dziedziną, którą zajmują się wielcy ludzie. Od czasów Teatru Pracy angażował się również w reżyserię. W wywiadzie telewizyjnym wspomni, że scena to jedno z miejsc, w których po prostu czuje się szczęśliwy; a jednak najważniejszych sukcesów nie osiągał jako człowiek teatru. Najchętniej więc określał samego siebie jako pisarza i tylko pisarza.

Co ciekawe, i jako pisarz, i jako filozof, i jako reżyser, Camus nieustannie dystansował się od egzystencjalizmu. Czy to oznacza, że wszelkie opracowania Dżumy są błędne? Niekoniecznie, bo sprawa nie jest tak jasna. Trzeba podkreślić, że poza Sartre'em właściwie nikt równie otwarcie nie używał względem siebie tego określenia. "Przyznanie się" do egzystencjalizmu skazywałoby zatem Algierczyka na nieustanne zestawianie z  Jeanem-Paulem, czego, jak wiadomo, starał się unikać jak ognia. Żeby odseparować się od tej łatki, Camus podkreślał śródziemnomorskie źródła swojej filozofii, chętnie sięgał po mity greckie, dramaty antyczne czy świętego Augustyna. W jego utworach wręcz obsesyjnie przewija się morze: kluczowa scena Obcego rozgrywa się na plaży, a tytułowa Dżuma atakuje algierskie miasto portowe. Nawet gdy w Upadku Camus decyduje się na osadzenie akcji bardziej na północ, to wybiera do tego celu amsterdamską knajpę.


Państwo Camus witani przez szwedzkiego ambasadora.

Wiadomość o literackim noblu zaskoczyła go w restauracji. Było to sporo zaskoczenie nie tylko dla samego laureata, ale dla całej Francji; spodziewano się, że uhonorowany zostanie André Malraux, a nie młodziutki jak na noblowskie standardy, bo zaledwie czterdziestoczteroletni Camus. Wiadomość ta została przyjęta raczej ciepło, ale bez entuzjazmu. Dla prawicy Algierczyk był zbyt lewicowy, dla lewicy  zbyt antykomunistyczny. Le Monde  napisało nawet, że Camus w Sztokholmie będzie wygadywał same głupoty. Nagroda zbiegła się również z konfliktem na linii Francja-Algieria, w którym Camus nie zajmował ani wyraźnie profrancuskiego, ani proalgierskiego stanowiska, za co był zewsząd atakowany.

Jeśli zaś ktoś uważa, że bycie noblistą gwarantuje rozpoznawalność, to niech zbije go z tropu ciekawostka, że Albert był nieustannie mylony z Marcelem Camusem, reżyserem nagrodzonym między innymi w Cannes.


Camus z Michelem Gallimardem, Grecja, 1958 r.

To, że Camus zginął w wypadku samochodowym, jest faktem powszechnie znanym. Ale naprawdę niewiele brakowało, by do tragedii w ogóle nie doszło. W kieszeni marynarki Alberta znaleziono bilet na pociąg. Camus w ostatniej chwili zdecydował się na podróż samochodem z Prowansji do Paryża wraz ze swoim wydawcą, Michelem Gallimardem. Chciał wybrać tylne siedzenie pojazdu, ale Janine (żona prowadzącego samochód Michela) zamieniła się miejscami ze względu na to, że Albert był od niej wyższy. 

Podczas wyprzedzania samochód wpadł w poślizg i uderzył o przydrożne drzewo. Camus jako jedyny zginął na miejscu; Michel zmarł w szpitalu pięć dni później. Siedzącej z tyłu Janine i jej córce Anne nic poważnego się nie stało.

Albert był przekonany, że prawdziwie ważny etap w jego twórczości miał się dopiero rozpocząć. Planował "wielką" powieść, która powracałaby do jego algierskiego dzieciństwa. W rozbitym samochodzie znaleziono 144 strony rękopisu Pierwszego człowieka.

~ * ~

Oficjalnie przepraszam za to, że wykrakałem falę upałów. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.

Tak wygląda niewesoła codzienność wielu Polaków.

Ponieważ dopadły mnie niedawno urodziny, a myśli krążące wokół przemijania przekroczyły wszelkie sensowne normy, w ramach duchowego powrotu do dzieciństwa w następnej notce pochylę się nad pewnym filmem Disneya. Temat przyjemny jak zimna lemoniada w upalny dzień, więc najbliższego postu należy się spodziewać wkrótce. Zapraszam!

Źródła zdjęć: [1], [2], [3][4], [5], [6][7], [8].

5 komentarzy:

  1. Mój mistrzu, mój mistrzu. Jak zawsze dowiaduje się czegoś nowego. Najmocniej przepraszam, że nie zauważyłam tej noty, tak bardzo zaabsorbowana Twoją nową czcionką w tytule bloga. Chylę czoła przed Twoja rozległą wiedzą na temat Camusa i meandrów jego życia i jak zawsze - tylko niecierpliwie czekam na więcej. Ms D and Her Bag

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis! Gratuluję dobrego pióra.

    Przyznam szczerze, liceum które niedawno zresztą skończyłem, w ogóle nie zainteresowało mnie postacią Camusa, właśnie ze względu na przedstawienie go jako niewzruszony pomnik moralności.

    No i to spłycenie egzystencjalizmu do postaci jak to ładnie określiłeś "emofilozofii". A przecież to bardzo piękna filozofia, która wbrew pozorom jest bardzo pozytywna. Bo jak inaczej określić pogląd, zgodnie z którym człowiek jest istotą w pełni Wolną, niezależną od jakiejkolwiek bawiącej się nim Siły Sprawczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadam sam sobie, bo nie ma tu opcji edytowania komentarzy. (Przerzuć się na Disqus, im szybciej tym lepiej. Zwłaszcza że opcja importu komentarzy Blogger -> Disqus nie działa...)

      Chciałem tylko dodać, że egzystencjalizm jest również w moim odczuciu filozofią bardzo pozytywną, ponieważ nie tylko zakłada brak istnienia Siły Wyższej, ale też pełną odpowiedzialność człowieka za swoje czyny. Człowiek kowalem swojego losu - można osiągnąć wszystko na tym ziemskim łez padole, o ile tylko będziemy mieli na tyle sił w łapskach by kuć w gorące żelazo. Dla mnie to piękne.

      Usuń
  3. Dziękuję! Z wolnością jest ten problem, że wiąże się również z odpowiedzialnością, podczas gdy ludzie wolą raczej umywać ręce. ;)

    Myślałem już nad przejściem, ale powstrzymuje mnie ten chwilowy brak importu. Podobno nad tym pracują. Zobaczym.

    OdpowiedzUsuń